CN Adriatic


Copyright © 2024 - Wszelkie prawa do serwisu zastrzeżone. Rozpowszechnianie za zgodą właścicieli CN Adriatic

dodano: 18-12-2010 | dział: Relacje z wypraw i galerie zdjęć

Sri Lanka- relacja z wyprawy

Sri Lanka- określana jest jako wyspa rozkoszy i kraina o trzech obliczach. Według przewodników ta tropikalna wyspa na Oceanie Indyjskim łączy w sobie starą Azję z jej bogatą kulturą, europejskie wpływy oraz nowoczesność (i tu mamy nieco odmienne zdanie, o czym za chwilę).

 

Zwierzęta, tarasy pól ryżowych, smak owoców egzotycznych, las deszczowy, krajobrazy i kultura, szczególnie buddyjska, wywołują podziw. Dla nas Sri Lanka miała wiele twarzy. Oprócz naturalnego piękna i światowych dziedzictw kultury wg UNESCO znajdujących się na Sri Lance, w naszej pamięci na pewno pozostanie sposób i prędkość poruszania się. Przy powierzchni niemal pięciokrotnie mniejszej od Polski, Sri Lankę zamieszkuje ponad 20 milionów mieszkańców. Na drogach panuje prawo silniejszego, „tuk-tuki”, rowery i piesi nie mają prawie żadnych praw.

Wydawało nam się, że nie ma miejsca na świecie, gdzie jeździ się „ciekawiej” niż w Egipcie i tu się pomyliliśmy. Z pewnością ciekawiej jest na Sri Lance. Nasza drużyna poruszała się komfortowym busem z kierowcą- „mistrzem świata”. Wielokrotnie zastanawialiśmy się, jak się zakończy przygoda z przemieszczaniem się na Sri Lance, ale ze wszystkich potyczek nasz kierowca wychodził bez szwanku. Będąc na Sri Lance i przemieszczając się od 10 do 25 km/h obiecaliśmy sobie, że już nigdy nie będziemy narzekać na drogi w Polsce ( nie przewidzieliśmy jednak tego, że zaraz po wylądowaniu okaże się, że „zima w tym roku zaskoczyła drogowców”…).

Sri Lanka przywitała nas deszczem, mimo, że w miejscach, które odwiedzaliśmy, o tej porze roku powinno już być zupełnie sucho, anomalie pogodowe, które dotykają obecnie cały świat, nie ominęły również Cejlonu. W związku z tym naszą pierwszą podróż odbywaliśmy, można powiedzieć, w rzece. Dotarliśmy jednak szczęśliwie na miejsce, do jednego z trzech lankijskich kurortów- Hikkaduwa.

Następnego dnia, jak przystało, na „rasowych” nurków zanurzyliśmy się w tej części Oceanu Indyjskiego. Nurkowania były zupełnie inne niż na Malediwach i choć spotkaliśmy duże napoleony i strzępiele, to w zasadzie były to jedyne duże zwierzęta, jakie udało nam się na Sri Lance pod wodą zobaczyć. Tu jednak podziwialiśmy, niespotykane przez nas do tej pory, korale i nurkownia zaliczyliśmy do grupy bardzo ciekawych, z których wszyscy byliśmy zadowoleni. Po znurkowaniach udaliśmy się do Galle. W drodze do jednego z najpiękniejszych miejsc na Sri Lance, holenderskiego fortu zatrzymaliśmy się w fabryce jedwabiu i poznaliśmy proces produkcji.
Galle zachwyciło nas bez reszty. To cudowne miejsce, choć po drodze, można zobaczyć smutne i przygnębiające „obrazki” – niedawnej historii Sri Lanki- tsunami.

Wieczorem przy szampanie, i muzyce na żywo, świętowaliśmy urodziny jednej z uczestniczek wyjazdu.
W kolejnym dniu przemieściliśmy się do Pinnaweli- sierocińca słoni. Słoniątka przywożone są tu z całego kraju od 1975 roku. Sierociniec zajmuje niemal 11 hektarów powierzchni w samym środku palmowego lasu. Pinnawela daje schronienie kilkudziesięciu słoniom, które straciły rodziców. Obserwacja słoni w Pinnaweli dostarcza niesamowicie wiele pozytywnych emocji.

Po spotkaniu ze słoniami postanowiliśmy się zatrzymać na lunch w typowej lokalnej restauracji. Kuchnia Sri Lanki ma rzeczywiście niepowtarzalny smak i aromat, choć potrawy są niesamowicie ostre, gdyż dodaje się do nich bardzo wiele przypraw takich jak chili, czy curry, z których zresztą Sri Lanka słynie. Po drodze do ostatniej, królewskiej stolicy Cejlonu: Kandy, zatrzymaliśmy się na plantacji przypraw oraz w fabryce słynnej, cejlońskiej herbaty. Kolejny punkt naszego bardzo napiętego programu to wizyta i zakupy  w pracowni kamieni szlachetnych, z których również Cejlon słynie. Malowniczo usytuowane na wzgórzach Kandy, stanowi centrum kultury i sztuki ludowej. Uczestniczyliśmy, więc w pokazach tańców ludowych, żonglerki, chodzenia po ogniu i połykania ognia. Pod koniec bardzo intensywnego dnia zwiedziliśmy jeszcze słynną świątynię Dalada Maligawa (Świątynię Zęba), gdzie czczony jest ząb Buddy.

Kolejny dzień Sri Lanka Tour rozpoczęliśmy od zwiedzenia najsłynniejszej na Sri Lance fabryki bawełny, gdzie zdumiały nas przede wszystkim warunki, w jakich pracują Lankijczycy przy wyrobie i farbowaniu bawełny.

Następnie udaliśmy się do Królewskich Ogrodów Botanicznych. W pobliżu Kandy rozpościera się największy i najwspanialszy na Sri Lance ogród botaniczny Peradeniya, który zaliczany jest do najlepszych ogrodów botanicznych świata, ze względu na bezcenne zasoby roślinne, bogatą historię oraz ciągłe starania o utrzymanie kolekcji na najwyższym poziomie. Początki ogrodu sięgają XIV wieku. W ogrodzie podziwiać można m.in. figowiec (beniaminek), zacieniający imponującą powierzchnię 1600 m² – o którym mówi się, że jest największym drzewem świata. W ogrodzie spotkać można ponadto wyjątkowe bliźniacze- ogromne kokosy, całe mnóstwo orchidei, a nawet drzewo zasadzone przez Cyrankiewicza.

Dzień 4 to również wyprawa do złotej świątyni Dambulla, wpisanej na listę światowego dziedzictwa UNESCO, a po drodze obserwacja małp oraz do monolitu skalnego Sigiriya wznoszącego się na wysokość 370 m npm i zwiedzanie twierdzy będącej miejscem schronienia legendarnego króla Kasiappa i jego podwładnych w V w.n.e. Skała była tajną twierdzą ufortyfikowanego miasta o łącznej powierzchni 70 hektarów. U podnóża skały biegnie fosa, wał obronny i rozległe ogrody, w tym słynne ogrody wodne. Wspinając się na szczyt po spiralnych schodach po drodze, w skalnym nawisie, zwanym również „galerią”, można podziwiać cieszące się światową sławą freski „Boskich Służących” Sigiriyi, przedstawiające postacie kobiece wyłaniające się z obłoków. Freski te zostały namalowane naturalnymi pigmentami na gipsowej ścianie. Ze skały roztacza się zapierający dech w piersiach, widok okolicy. Ten fantastyczny dzień zakończyliśmy masażami, z których oczywiście Lankijczycy słyną.

W przedostatnim dniu naszej lankijskiej przygody wybraliśmy się na safari, tym razem po lądzie. W obrębie Pollonaruwy wytyczono Park Minneriya. Tam w spartańskich warunkach, jeepami a’la Dahab przejechaliśmy przez środek puszczy. Nie zobaczyliśmy niestety dziko żyjących słoni. Podziwialiśmy jednak cała rzeszę przepięknych ptaków, w tym wielu rzadkich gatunków, krokodyle, gekony, jaszczurki i małpy. Widoki w Parku Minneriya przypominają żywcem te z filmu Park Jurajski.

Ostatni dzień spędziliśmy w przepięknym kolonialnym hotelu w Mt. Lavinia, to już typowy relaks: masaże w lokalnym SPA, owoce morza i spacery po plaży.

I czas wracać. Co będziemy wspominać?

  • Na pewno niepowtarzalną atmosferę i wiele twarzy Sri Lanki
  • Drogi: przede wszystkim mało, kręte z lewostronnym ruchem i niezrozumiałymi dla nas zasadami ruchu.
  • Hotele, z jednej strony takie, które były określane mianem luksusowych (i faktycznie w danym rejonie były najlepsze), a mogły być skomentowane jedynie naszym wyjazdowym: „oj tam oj tam”, a z drugiej strony piękne, kolonialne i wyjątkowe w swoim rodzaju, co ciekawe obydwie kategorie hoteli miały tyle samo gwiazdek…
  • Różnorodność kulturową i religijną, na jednej uliczce odwiedzić można było meczet, kościół katolicki oraz świątynię buddyjską.
  • Przyrodę. Nie można opisać jej kilkoma słowami, to trzeba po prostu zobaczyć.
  • Przyprawy, a szczególnie ich zestaw w lokalnych potrawach, typu diabolo, 1,5 l wody mineralnej do posiłku- to stanowczo za mało
  • Mimo wszystko czystość, szczególnie mając na uwadze bliskość Indii oraz ubóstwo, w jakim żyją Lankijczycy
  • Skrajności: z jednej strony piękne zabytki, z drugiej obrazki historii po tsunami, w jednej części przepych, z drugiej ogromne ubóstwo etc..
  • Całe mnóstwo pamiątek, które można kupić na Sri Lance, a z których Cejlon słynie, zgodnie z hasłem naszego wyjazdu: „za zarobione pieniądze kupiłam sobie torebkę” ( dla niewtajemniczonych: hasło zapożyczone z dowcipu: „Uradowana żona wraca do domu.
    – Wyobraź sobie, że dzisiaj przejechałam trzy razy na czerwonym świetle i ani razu nie zapłaciłam mandatu.
    – No i?
    – Za zaoszczędzone pieniądze kupiłam sobie torebkę.”).

„Oszczędzaliśmy” więc na każdym kroku, a pamiątek na Sri Lance można było wiele znaleźć. Była to i cejlońska herbata i przyprawy i biżuteria z słynnymi lankijskimi kamieniami szlachetnymi i specyfiki medycyny naturalnej i wiele wiele innych i choć w wielu miejscach zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że jako turyści przepłacamy, to z drugiej strony widząc w jakich warunkach pracują ci przemili ludzie, nie negocjowaliśmy cen specjalnie długo.

Czy warto odwiedzić Sri Lankę? Warto. Czy polecilibyśmy Cejlon znajomym? Polecilibyśmy.