CN Adriatic


Copyright © 2024 - Wszelkie prawa do serwisu zastrzeżone. Rozpowszechnianie za zgodą właścicieli CN Adriatic

dodano: 13-11-2011 | dział: Aktualności i wydarzenia Relacje z wypraw i galerie zdjęć

Relacja z wyprawy CN ADRIATIC_Malezja_Borneo_Sipadan

Wyprawa rozpoczęła się spotkaniem w Warszawie, gdzie standardowo rozdaliśmy uczestnikom tzw. „pakiet startowy” wszystkie dokumenty oraz limitowaną wersję koszulek zaprojektowaną specjalnie na ten wyjazd Cn Adriatic do Azji.

 

 Po przedostaniu się poprzez Singapur do Kuala Lumpur azjatycką przygodę zapoczątkowaliśmy od ekspresowego zwiedzania malezyjskiej stolicy. Kuala Lumpur to wielkie, nowoczesne miasto, z genialnymi rozwiązaniami komunikacyjnymi oraz majestatycznymi Petronas Towers, które po prostu trzeba zobaczyć. Noc w centrum Kuala Lumpur okazała się bardzo krótka- cześć z nas zasnęła na całe 45 minut J. Zaczęło się więc nieźle. W kolejnym dniu przedostaliśmy się na Borneo, które w porównaniu do stolicy ujawnia zupełnie inne oblicze Malezji. Ta trzecia co do wielkości wyspa na świecie porośnięta jest w większości tropikalną dżunglą. Właśnie dżungla stanowi największy jej skarb, gdzie wśród gąszczu równikowych lasów można obcować z niezwykłą fauną i florą. W pierwszej kolejności mieliśmy jednak podziwiać skarby podwodnego świata. W związku z tym szybką łodzią przedostaliśmy się na wyspę, na której przez kolejne kilka dni stacjonowaliśmy w luksusowych domkach na palach.

Zanim dotarliśmy na Mabul, w drodze z lotniska spragnieni zimnego piwka zatrzymaliśmy się w lokalnym „sklepie monopolowym”. Jako, że Malezja jest głównie krajem muzułmańskim, więc raczej nie zbija przysłowiowych kokosów na sprzedaży morza alkoholu, to w lokalnym sklepiku cena produktów rosła w trakcie zakupów. Otoczenie, negocjacje i sam fakt, że w tzw. sklepiku w ogóle było zimne piwo sprawiły, że te doznania okazały się dla nas bezcenne.

Po dotarciu na wyspę, jeszcze przed zakwaterowaniem, zostaliśmy zaproszeni na lunch do resortowej restauracji. Już podczas pierwszego posiłku wiedzieliśmy, że w ciągu kilku kolejnych dni serwowane dania będą wyśmienite. Nie dość, że mogliśmy się rozkoszować lokalnymi potrawami, to świeże owoce oraz morskie przysmaki były w każdych ilościach na wyciągnięcie ręki- również bezcenne.

A co poza tym… hmmm nurkowanie i nurkowanie, i to jakie nurkowanie!

Sipadan, Mabul, Kapalai i Siamil  to wyspy położone na Morzu Celebes na południowy- wschód od brzegów Borneo i prawdziwy podwodny raj. Nurkowanie na każdej z wysp dostarcza różnych wrażeń. Kapalai, Mabul i Siamil to łatwe zanurzenia do głębokości ok 25 metrów. Sipadan to zupełnie inna bajka. Mieszczący się  w absolutnych czołówkach wszelkich rankingów nurkowisk, odkryty przez Jacques a Cousteau- Sipadan  to jeden z podwodnych cudów na ziemi. Niewielka odległość do morskich głębin z zimną wodą powoduje że spotykamy tu dużo rekinów potrzebujących zimnej wody. Na Sipadanie spotykamy też żółwie – tych jest co najmniej dwa razy więcej niż rekinów. Największe wrażenie oprócz pionowych ścian zrobiły na nas zdecydowanie ławice bump head parrotfish-y, szkółki tysięcy barakud układających się w charakterystyczny pierścień, wszechobecne żółwie, rekiny, przepiękne koralowe ogrody oraz wielki błękit. Pozostałe wyspy urzekały głównie bogatym światem makro i pojedynczymi okazami w skali gigant. Na szczególną uwagę zasługiwały ok 3 mm koniki morskie, frog fishe, przepiękne i jedyne w swoim rodzaju leaf scorpion fish, czy mini murenki w przeróżnych odcieniach. W kwestii gigantów na podium zdecydowanie wskoczyły ogromna – niemal dwumetrowa barakuda, z którą oko w oko czekaliśmy przez kilkadziesiąt minut na mandaryny, mniej więcej tej samej wielkości strzępiele oraz hiszpańskie tancerki i kalmary w rozmiarach XXL. Absolutną wartością dodaną była genialnie zorganizowana baza i nasz lokalny, łódkowy „Kubica”, który nawet po porannej burzy i mocno pofalowanym morzu przewiózł nas na miejsca nurkowe bezpiecznie i bez specjalnych atrakcji. Nurkowania były do tego stopnia świetnie przygotowane, że w zasadzie mogliśmy się czuć tak komfortowo, jak na safari nurkowym, z tym, że mieliśmy ten luksus, że byliśmy na lądzie. W ciągu 5 nurkowych dni wykonaliśmy 19 zjawiskowych nurkowań, w tym 8 na Sipadanie, a podczas jednego z nich udało nam się namówić przewodnika do wpłynięcia do słynnej jaskini żółwi. Wszystko to jednak nie było na tyle wystarczające, aby w pełni nasycić się tym miejscem, planujemy powrócić w ten region świata.  

Kolejny etap naszej ekscytującej wyprawy to odkrywanie Borneo. Malezyjska część Borneo to dziś dzicz oswojona. Oznaczona i świetnie zorganizowana. Śladów pierwotnej dzikości trzeba poszukać. Komu się to uda nie poczuje się zawiedziony- i my nie byliśmy.Na Borneo czekała nas w pierwszej kolejności wycieczka do słynnych jaskiń Gomantong, która  zdecydowanie okazała się ekstremalna i kontrowersyjna. To jaskinia nie tylko z milionami nietoperzy i  jaskółek, ale i z milionami karaluchów. Jaskinia piękna, mieszkańcy- niekoniecznie- natomiast przedostanie się niemal autentyczną dżunglą (na pewno pod względem wilgotności) do jaskini- ciekawe- bardzo ciekawe. A to ponoć miał być dopiero początek. Prawdziwą dżunglę  odkrywać mieliśmy w okolicach rzeki Kinabatangan, gdzie wybraliśmy się na wyprawę łodziami, aby obserwować dzikie zwierzęta. W splatanej gęstwinie dżungli udało nam się zobaczyć- co jest już obecnie niezwykłą rzadkością, dziko żyjące na wolności- już tylko na Borneo i na sąsiedniej Sumatrze- orangutany oraz endemiczne prześmieszne małpy ze zwisającym bulwiastym nosem – nosacze, a poza tym makaki i całą rzeszę dzikich ptaków począwszy od kilku rodzajów orłów, poprzez sowy, tukany i zimorodki. W dżungli spędziliśmy też noc, choć brzmi to ekstremalnie, to klimatyzowane domki nad brzegiem rzeki, w których się zatrzymaliśmy zapewniły nam komfort i bezpieczeństwo oraz jak na warunki ekstremalne i luksus. Wieczorem w ośrodku podziwialiśmy regionalne tańce w wykonaniu młodych dziewczyn i chłopaków z lokalnej wioski. Świetne humory, kilka taktów muzyki i czar lokalnej młodzieży oznaczać mógł tylko jedno- początek imprezy. Kolejny dzień rozpoczęliśmy od wczesno porannej  wycieczki do starorzecza w celu obserwacji dzikich ptaków. Ze względu na wysoki stan wody nie udało nam się (nie)stety podziwiać kąpiących się w rzece krokodyli. Przed wylotem do Kota Kinabalu odwiedziliśmy jeszcze Sepilok: Centrum Rehabilitacji Orangutanów- jednego z czterech na świecie ośrodków, w których osierocone i okaleczone orangutany znajdują schronienie oraz są przysposabiane do samodzielnego życia w ich naturalnym środowisku, w dżungli.W sercu malezyjskiego stanu Sabah i jego stolicy – Kota Kinabalu odwiedziliśmy Targ Filipińczyków, gdzie w lokalnych warunkach zjedliśmy kolację z owocami morza, w roli głównej. Kolejny dzień wyprawy cechował się sporą dawką adrenaliny i świetnej zabawy. Zaczęliśmy od dwugodzinnej  przejażdżki po starej linii kolejowej North Borneo z XIX wieku. Obiecywany zabytkowy pociąg- w rzeczywistości okazał się nieco zdezelowanym publicznym środkiem lokomocji. Mimo, że w początkowej fazie zastanawialiśmy się co będzie bardziej ekstremalną przygodą: podróż tzw. „zabytkową” koleją, czy zaplanowany rafting, to po kilku minutach okazało się,  że podróż tym środkiem transportu jest całkiem bezpieczna i niezmiernie ciekawa, gdyż stanowi doskonała okazję do podglądania życia tubylców. Ponadto podczas podróży obserwowaliśmy rzekę, która mieliśmy spływać i cóż- zapowiadało się bardzo ekscytująco. Po dotarciu do górnej stacji zostaliśmy podzieleni na drużyny, przeszkoleni i zabawa rozpoczęła się! Pontonami spływaliśmy kilka kilometrów po górskiej rzece. Pomimo tego, iż większość z nas była nowicjuszami to przygodę ze spływem rozpoczęliśmy ambitnie: od raftingu  III i IV stopnia. Przewodnikiem naszej drużyny był szalenie sympatyczny tubylec, jednak jak dowiedzieliśmy się, że pochodzi z słynnego plemienia „łowców głów” to miny nam nieco zrzedły…Co więcej progi wodne miały nie tylko specyficzny wygląd, ale i specyficzne nazwy, odzwierciedlające w pełni charakter ruchu wody i wiry, wokół poszczególnych progów wodnych i tak spływaliśmy  „Karuzelą”, „Scooby Doo„ ,„Kobrą”, „Lambadą”, byli nawet  „Łowcy głów” i tzw. „body rafting”.  Jak się jednak okazało zabawa była wyśmienita! Wszyscy po szczęśliwym dopłynięciu do mety wyślizgnęliśmy się z objęć tej górskiej rzeki uśmiechnięci i hiper zadowoleni, a na brzegu czekał nas pyszny lunch na łonie natury. Po powrocie wybraliśmy się na pożegnalną kolację. Impreza rozwinęła się na tyle dobrze, że kolejnego ranka – tuz przed wylotem spędziliśmy ponad godzinę na nerwowych poszukiwaniach dokumentów dwójki uczestników. Na szczęście okazało się, że nic w przyrodzie nie ginie i można było w komplecie zrealizować ostatni punkt intensywnego programu lądowego- zwiedzanie ultra nowoczesnego Singapuru. Zwiedzanie Singapuru zaczyna się już w zasadzie na Changi, jednym z najnowocześniejszych lotnisk świata. Czekają tu na nas dziesiątki udogodnień. Część Ekipy wybrała właśnie ten rodzaj atrakcji. Większość z nas udała się jednak do niesamowitego centrum Miasta Lwa. Singapur jest wyjątkowy pod każdym względem. To państwo wielu ras. W zgodzie i harmonii żyją tu Chińczycy, Malajowie, Tamilowie, mniejszości arabskie, hinduskie, żydowskie i europejskie, co widać spacerując ulicami, jedząc w restauracjach, czy podróżując metrem.  Singapur to też największy na świecie pasaż handlowy ze sklepami światowych projektantów mody, biżuterią i galeriami. W Singapurze spędziliśmy niewiele czasu, więc w zasadzie mieliśmy jedynie chwilę, żeby zachłysnąć się tym wielkim światem, szczególnie po niemal dwóch tygodniach życia poza cywilizacją, to była ostatnia okazja, by kupić pamiątki i rozkoszować się azjatycką kuchnią. Przed nami został już tylko lot największym samolotem na świecie- Airbusem A380- większość z nas leciała tym kolosem po raz pierwszy i w zasadzie była to miłość od pierwszego wejrzenia, poziom hałasu w kabinie został zredukowany niemal o połowę, silników nie było w ogóle słychać, co w pewnych momentach- zazwyczaj tuż po przebudzeniu- przyprawiało o gęsia skórkę J, w klasie ekonomicznej przestrzeń jest nieco większa, co sprawiło, że trzynastogodzinna podróż z Singapuru do Europy nie była tak  uciążliwa, jak w innych samolotach.

Wszystkim  uczestnikom wyprawy serdecznie dziękujemy za fantastyczną atmosferę podczas wyjazdu. Fotografom dziękujemy za fenomenalne zdjęcia, Gosi, Krzyśkowi i Jackowi za medyczne wsparcie, Krzyśkowi dziękujemy też za skuteczne przechowywanie dokumentów w newralgicznych momentach,  Zbyszkowi za nieskończony katalog pytań, Jarkowi z jednej strony za konstruktywną krytykę, a z drugiej za słowa uznania, a Andrzejowi za nieograniczony zbiór dowcipów. Jednocześnie gratulujemy Arkowi, który podczas wyjazdu podwyższył swoje kwalifikacje nurkowe wykonując na piątkę z plusem nawet ponadprogramowe ćwiczenia z wyjątkową łatwością i pokorą. Gratulujemy również Dorotce i Natalii za przełamanie nurkowych barier.

Reasumując wylataliśmy tysiące kilometrów: Polska- Azja oraz loty lokalne: Singapur- Kuala Lumpur; Kuala Lumpur- Tawau; Sandakan- Kota Kinabalu, Kota Kinabalu- Singapur, zobaczyliśmy przepiękny kawał świata nad i pod wodą, bawiliśmy się fenomenalnie i już zaplanowaliśmy kolejne wyjątkowe wyprawy! Jeśli masz ochotę dołączyć do tego fantastycznego grona- zapraszamy serdecznie. Szczegóły znajdziesz na naszej stronie internetowej i na facebook-u.